Ponad dwa tygodnie temu dołączyłem do Waldka i Łukasza, którzy postanowili poćwiczyć na dolnym odcinku Kamenicy Tanvaldzkiej. Co prawda nie było informacji o stanie wody (pegel albo zamarzł albo się zawiesił), ale biorąc pod uwagę poziomy rzek w okolicy (w szczególności prawie powodziową Izerę) to uznaliśmy, że wody powinno wystarczyć.
Po drodze pooglądaliśmy Kamienną przy stanie ok 100cm:
Nie był to ten sam poziom co dzień wcześniej (150cm), niemniej jednak i tak wyglądała smakowicie. Chłopaki jednak nie dali się skusić więc wyruszyliśmy dalej. Na miejscu na brzegu Izery to okazało się, że woda w dużej mierze zeszła. Kamenica jednak utrzymywała wysoki poziom i było na czym pływać.
Ślęza 7,7/247
Kolejny etap badania progu na Ślęzy - tym razem przy przepływie 7,7m3/s i poziomie 247cm. Kolejne 2 dodatkowe kubiki skutkują tym, że falki przeradzają się w dwie całkiem interesujące dziury z wyraźną cofką po środku. Za każdym razem to miejsce wygląda coraz ciekawiej :). W związku z tym poprawka do poprzedniego posta - można nie tylko surfować - przy odpowiednich warunkach wody jest na tyle, że można spokojnie robić eskimoski (sprawdzone w praniu i do tego bez noska :). Parę dni wcześniej przepływ wynosił około 10m3/s (niestety nie było mnie wtedy we Wrocławiu).
Na początek podsumowanie ostatniego
pływania jesienno-zimowego. Razem z chłopakami (Adam - Prezes,
Michał - Ducze, Waldek – po prostu Waldek) uczestniczyliśmy w
listopadzie w projekcie „Ekstremalna zwałka”. Ekstremalne
pływanie (słowo obecnie dosyć wyświechtane) w tej opowieści
charakteryzuje się tym, że nie wiadomo kiedy i jak się skończy, a
kończy się za każdym razem gorzej ;). Wszyscy, którzy uczestniczą
jadą z myślą, że będzie to fajne 2-3h pływanie w pięknych
okolicznościach przyrody. Rzeczywistość weryfikuje te wyobrażenia
w sposób nader zaskakujący.
Coroczną zwałkę
rozpoczęliśmy z Michałem i Waldkiem w analogicznym okresie
zeszłego roku (zimą) na traperskiej Krynce (dopływie Oławy). Plan
był taki, że zrobimy ją w standardowe 2-3h i wrócimy szczęśliwi
do domu. Rzeczka przy niezbyt wysokim stanie wody okazała się mocno
zawalona drzewami. Po mniej więcej 5h na wodzie, pomimo pełnego
rynsztunku (pianka, sucha kurtka) zacząłem odczuwać pierwsze
objawy hipotermii. Odcinek Oławy zostawiliśmy sobie na deser.
Okazało się, że pracująca w okolicy elektrownia zabierała prawie
całą wodę, więc płynęliśmy praktycznie po kałużach. Waldek
na rzece zostawił klucze do auta i dokumenty. Po dopłynięciu do
drugiego auta zastanawialiśmy się czy najpierw zacząć
poszukiwania zguby (w okolicy kręcili się ludzie) czy przebrać
się. Wygrało to drugie. Ostatecznie wszystko skończyło się
dobrze (dokumenty i klucze oczywiście znalezione) i szczęśliwi
wróciliśmy do domu. Relacja filmowa z wyprawy znajduje się tutaj:
W tym roku ekipa
eksploracyjna wzbogaciła się o Adama, który niezbyt chętnie
(wolałby tor w Pradze) dołączył do nas w ostatniej chwili na
Bystrzycy. Pływanie zapowiadało się wyśmienicie. Wody powinno
wystarczyć - z jeziora Mietków puszczali ~4m3/s, a w Jarnołtowie
(koło Wrocławia) było prawie 8m3/s. Los rozdał karty jak zwykle –
niektórzy byli bardziej szczęśliwi, inni mniej: Waldek chciał
płynąć dłuższy odcinek – my zakładaliśmy ~20km (ostatecznie
okazało się, że pękło prawie 30km), Ducze umówił się z
wybranką o 14 (na mecie byliśmy kolo 17), Dizel miał płynąć w
okolicznościach (co prawda zgodnych z przypisywanymi upodobaniami),
jednak takimi, które potrafią wyryć w każdym kajakarzu znamię na
całe życie (a przynajmniej odebrać chęć do pływania na
najbliższe 2 tygodnie), ale o tym za chwilę.
Zapowiadał się cudowny
spływ i przełamanie klątwy zwałkowej. Pogoda była wspaniała.
Piękne, okoliczne lasy były pełne zwierzyny. Nad kajakarzami mniej
więcej co 15 minut przelatywały samoloty z pobliskiego lotniska.
Woda nie miała zapachu! Coś co nie jest do pomyślenia w każdym
szanującym się dużym mieście i okolicy. Kamera, która znajdowała
się na moim kasku przez 98.2% czasu pokazywała kokpit mojego
kajaka. Był to jeden z 3 powodów, dlaczego nie będzie z tej
wyprawy filmiku. Drugi jest taki, że zachowały się najbardziej
ekscytujące momenty jak ten, w którym Prezes przy wysiadaniu z
kajaka mówił do siebie: „żebym tylko k... nie wpadł, żebym
tylko k... nie wpadł” po czym było słychać charakterystyczny
plusk (należy tutaj wspomnieć o tym, że nie założył pełnej
pianki tylko krótkie spodenki). Trzeci powód był taki, że sceny z
dalszego pływania mogłyby być zbyt drastyczne.
Właśnie mijaliśmy znak
drogowy – Małkowice i nagle... Wszędzie widzę oczy pawia!
Miliony oczu pawia! Wszystkie patrzą drapieżnie na mnie! Nic nie
brałem, nic nie piłem - może za dużo kawy?? Trochę wcześniej
ten kuriozalny widok na wodzie został zaanonsowanym intensywnym
zapachem węglowodorowym. Odkryliśmy złoża ropy! I to zaraz przy
parku krajobrazowym Dolina Bystrzycy. Nasz kraj będzie mógł się
uniezależnić od zewnętrznych dostaw! Po chwili, jak opary dizla trochę opadły i
otrzeźwieliśmy postanowiliśmy poinformować straż pożarną i
płynąć dalej. Jak się okazało "czarne złoto" wyciekło z systemu ciepłowniczego budynku Caritasu. Po drodze odkryliśmy ciekawe
bystrze, ale w takich warunkach tylko Prezes miał ochotę na chwilę
zabawy. Trzeba poczekać, aż przyroda naprawi to co zepsuł człowiek
i kiedyś tam wrócić. Po retrospekcji pojawił się wniosek, żeby
przed każdym spływem przeprowadzić analizę regionalnej prasy
(słowa kluczowe: wyciek, ropa, zanieczyszczenie etc.). Dzielna drużyna na Bystrzycy: http://www.youtube.com/watch?v=kOu3UfKpQAk
Ślęza (2.0-3.6-5.4)
W ramach kolejnego
projektu – „Rzeki wokół nas” :), postanowiłem zbadać jeden
z jazów na Ślęzy. Odkryłem go przez przypadek, w okolicy, w
której zdarza mi się biegać. Co ciekawe bywałem tam wielokrotnie
od dobrych 2 lat, ale dopiero w tym roku go zauważyłem. Konstrukcja
jazu przy paru kubikach przepływu pozwala na surfowanie i raczej nic
więcej (bo jest za płytko). Tak wygląda jaz przy niskiej wodzie: